15 maja

15 maja

POMIDORY, WOJNA i LILAKI - oraz pewien Landini

- Po co pani sadzi te pomidory? Przecież będzie wojna - powiedział znienacka za moimi plecami Sąsiad, pakując wielki zderzak samochodowy do worka na plastiki, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak mój.
- A kiedy będzie? Może dojrzeją jeszcze? To mój worek?
- Chyba niedługo, Misza mówi, że od 3 miesięcy zwożą czołgi. Tak, pani. Do mojego już się nie zmieści.
- Te czołgi, co palą 60 litrów na 100 km? Myśli Pan, że tu wejdzie?
- Te. Innych nie mamy. Worków też.
- To może zostawmy sobie ten zderzak do osłony? Na wypadek wojny. Duży jest. Chyba od tira?
- Pani to zawsze...od opla koleżanki. A te pomidory zaprawione mają korzonki?
- Nie wiem czy zaprawione, bo kupiłam gotowe. Ale jak zawsze boję się deszczu i co z nimi będzie wtedy. 
-O tak, w deszczu może spaść kwas siarkawy. Nie dadzą rady. Szkoda sadzić. Te kwaśne deszcze nawet  dach zniszczą a co dopiero pomidory. Są bez szans. I jeszcze ta wojna. Ale niech pani sadzi. Może jednak nie będzie....i poszedł :)




Zbudowana taką perspektywą mam plan. Trzeba wejść na Górkę Słowiańską i sprawdzić czy te czołgi tam są. Na bocznicy ZNTK przy ul. Jedności ;).

Trzeba też w końcu pojechać do Kórnika koło Poznania. Do Arboretum. Przeważa fakt, że jak donosi Pszczelarnia, w ten i w następny weekend można podziwiać kolekcję lilaków. Z przewodnikiem.


W obliczu wojny cieszę się teraz, że podgoniłam te lilie na werandzie. 'LANDINI' miał być czarny, ale jak to zawsze z czarnym bywa.... omsknął się. W stronę bordo. Dobrze wygląda jednak z chabrem górskim i niezapominajką.



A jak przyjdzie w końcu kurierem kokorycz pogięta (Corydalis flexuosa) będzie ładniej. Oczywiście ładniej najwcześniej za rok. Oby!

 foto
W międzyczasie tak zwanym można by jeszcze, niedaleko Kórnika, "Elżbietówkę" zobaczyć. ( "Maja w ogrodzie" o Elżbietówce) Tam jest kolekcja lilaków większa niż w arboretum. Potocznie nazywana narodową. Pani Elżbieta Guzikowska-Konopińska, jej właścicielka, studzi jednak moje zapędy już przez telefon. Nie ma grupy w sobotę! Musi być grupa. Wejście to 250 zł. 
Mimo wielkiej od zawsze miłości do lilaków i wszystkich swojsko wyglądających krzewów i kwiatków, rezygnuję.

Pani Elżbieta chętnie jednak  opowiada nawet przez telefon. Że ma tę kolekcję niby-narodową, ale wszystko sama i za własne pieniądze musi robić. I jeszcze ta wojna o 'INDIĘ'.

Oho, znowu wojna?
- Pomylili się w Kórniku. Źle oznaczyli, bo to nie jest 'INDIA' - denerwuje się Pani Elżbieta
- Gdzieś po drodze, dawno temu. Profesor Władysław Bugała poprawił, przyznał, że jest błąd. Tyle rozmawiali, przyjaźnili się i co? Po jego śmierci znów źle ją podpisują. Nie rozumie! 

Ja też.

Pani Elżbieta ma plan napisania książki o lilakach. Wróć! O bzach! To też jest jej bolączka. Powinno się mówić według p. Elżbiety - bzy. Śpiewa się o bzach, wiersze są o bzach, mówi się o bzach. Od wojny i jeszcze przed wojną. A tu nagle, od 15 lat, lilaki. O to też jest wojna. Po co ta zmiana? Komu?

Napisze więc pewnie tę książkę o bzach. Bo kto, jak nie Ona, myślę po cichu. Swoją kolekcję założyła na wysypisku śmieci i na najgorszej glebie. Ma ogromne doświadczenie praktyczne. Świetnie, koniecznie trzeba ją napisać. Kto wyda? Znajdzie się! Dziesięciu odmówi a jedenasty wyda - zapowiada poważnie. Tak to jest. 

I to jest w końcu jakaś dobra wiadomość :)

No i taka, że jednak wojny nie było :)



Pozdrawiam:)
ewa








3 komentarze:

dziękujemy:)