28 marca

28 marca

PAULOWNIA - cesarskie drzewo

PAULOWNIA - cesarskie drzewo
PAULOWNIA CESARSKA

maj, Wrocław

Ten post chociaż już wiekowy jest bardzo poczytny. Ponad 15 000 wejść robi wrażenie, więc chyba zasługuje na odświeżenie go kilkoma nowymi zdjęciami. Ponieważ do sadzenia paulowni nie trzeba za bardzo nikogo namawiać i cieszy się ona dużą popularnością, nie mogło zabraknąć informacji o niej również na naszym blogu. Jej piękne kwiaty i ich zapach są wyjątkowo mocne w połowie maja. Łatwo się też ją wysiewa a po 10 latach można mieć już w ogrodzie sporą radość. Warto więc o niej co nieco wiedzieć zanim się zdecydujemy.

26 marca

26 marca

Zielony budynek we Wrocławiu

Zielony budynek we Wrocławiu
GREEN DAY

Przy ul. Szczytnickiej ma powstać  zielony budynek biurowy. Ciekawe!
Może powstanie zielona ściana? A może zielony dach? E, pewnie pomalują go na zielono.

Takie były moje pierwsze skojarzenia gdy zobaczyłam baner na ogrodzeniu inwestycji.



Później doczytałam w internecie, że biurowiec Green Day ma być ekologiczny!!! Działka, na której  firma Skanska (właściciel działki) wybuduje ten gmach  zajmuje powierzchnię ok. 5 800 m kw. Teren przy ulicy Szczytnickiej praca wre. 

Green Day- wizualizacja
Tak oto ma wyglądać ZIELONY budynek. Zielony będzie tylko z nazwy. Jak wiele innych rzeczy we Wrocławiu. Nawet sam Wrocław, który reklamuje się jako "zielony" z roku na rok zmniejsza powierzchnię terenów zielonych. Czyli wszystko gra. Polityka miasta górą.

Czym wyróżnia się taki ekologiczny biurowiec? Będzie tak zaprojektowany, żeby dbać o środowisko!!! W praktyce  promować ma  komfortowe warunki pracy i mniejsze zużycie energii.
I tyle było zieleni.

O zielonych budynkach trochę jest tu
Dbanie o środowisko rozpoczęto od masowego wycięcia "w pień" większości drzew na placu budowy. Nie wiem jakim cudem pojawiają sie one na wizualizacji? Może za 40 lat  urosną. O ile przystosują się jeszcze do trudnych warunków życia na betonie. Pod budynkami mają być przecież  rozległe parkingi podziemne.


Foto: Virzzz - www.wroclaw.dolny.slask.org.pl
Na zdjęciu stan jeszcze przed wycinką!!! Potem jest już tylko gorzej!

Ogólnie jednak można rzec, że inwestycja wpisze się w otoczenie. Przed sąsiadującą z nią od południa Biblioteką  Uniwersytecką również wycięto "w pień" szpaler topoli. I nie ważne, że ma ten szpaler kontynuację wzdłuż ciągu spacerowego nad Odrą. We Wrocławiu, ogólnie, topoli się nie lubi. nawet jak są zdrowe i ładne. Zwłaszcza wrogiem numer jeden są topole włoskie. Nie wiem dlaczego wycięto te przed Biblioteką ale myślę, że jeśli dla odsłonięcia budynku (pod pozorem ich złego stanu topole można ciąć bezkarnie) to zrobiono to bez potrzeby. Ten budynek i tak już jest SŁAWNY. Sławny  aferą korupcyjną jaka miała miejsce przy jego wznoszeniu!

A mogło  być tak pięknie.......jak w Chile.


Tak czy inaczej, obawiam się, że jedynym ZIELONYM  terenem w okolicy jest Ogród Botaniczny.
A jedynym ZIELONYM budynkiem - Muzeum Narodowe.

foto: ryszardus

Inwestor Green Day'a będzie się starał, aby inwestycja otrzymała certyfikat w systemie LEED - Leadership in Energy and Environmental Design. 

Zielony budynek w Chile taki certyfikat posiada. 

Chyba jednak trochę się różnią i może się nie udać!




Pozdrawiam :)
ewa

22 marca

22 marca

Angielski ogród(ek) na codzień.

Angielski ogród(ek) na codzień.

Chester
Zauroczeni zdjęciami wspaniałych ogrodów, zamieszczanymi w albumach i magazynach o ogrodach, Wielka Brytania jawi się nam jako jeden wielki, niekończący się park krajobrazowy. Idealnie wypielęgnowany trawnik, barwne klomby, piękne zestawienia swobodnie rozrastających się bylin i traw ozdobnych jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rosnące nawet pod koronami rozłożystych drzew i w ich cieniu. Do tego łąki narcyzów lub anemonów z wygodną ławką na pierwszym planie lub w tle. Tylko usiąść i rozmarzyć sie na dobre. Ach,  jeszcze gąska, owieczka lub przynajmniej wiewiórka w pobliżu. 
Czy to jednak jest prawdziwy obraz dzisiejszego angielskiego ogrodu? Czy przeciętny Brytyjczyk ma jeszcze czas i ochotę podtrzymywać wizerunek ogrodnika-pasjonata?
Zaglądniemy do małych i dużych ogródków przydomowych w Londynie, Manchesterze oraz kilku mniejszych miasteczkach. Zobaczymy  też jak prezentują się przestrzenie tzw. publiczne, czyli te, z których korzystać może każdy. I korzysta!!!
Na początek zaczniemy łagodnie, sielskim obrazkiem z podmiejskiej dzielnicy Londynu.

Londyn, okolice Kew Garden.

Ot, po prostu, ład i porządek małym kosztem i z dużym wyczuciem. Ogródek raczej mini a samochód dopasowany do ogródka:)
Już na wstępie należy zauważyć, że przepięknie i zdrowo wyglądające rośliny tamtejsi ogrodnicy otrzymują właściwie "w prezencie". W prezencie od klimatu, który jest łagodny i wilgotny. Dość rzadko zdarzają się zimy z temperaturą poniżej zera a do tego nawet dwa razy dziennie potrafi popadać przelotny deszcz. Ten darmowy prysznic nie tylko podlewa, spłukuje również kurz i nabłyszcza. Dzięki takim naturalnym zabiegom większość roślin posiada piękny, zdrowy wygląd. Liście i kwiaty są wyraźnie większe i okazalsze. Nawet trawa jest bardziej zielona :). Stąd pochodzą przecież słynne "angielskie trawniki."

Przenosząc się do dzielnicy  bogatych rezydencji, widzimy wyraźnie, że wraz ze stopniem zamożności właścicieli, ogrody pięknieją i są bardziej urozmaicone. Nie da się tego przeoczyć. Może to kwestia lepszego gustu lub wiedzy ogrodnika? Nie wiem.

Manchester

Manchester
Jedno jest pewne. W takich miejscach zobaczymy naprawdę piękne, okazałe drzewa. Mają po sto, dwieście lat. Są wyznacznikiem bogatych dzielnic i pozycji właścicieli. Majestatyczne olbrzymy, często egzotycznych gatunków, szumią nad głowami kolejnych pokoleń. Nikomu nie przyjdzie do głowy pomysł ucięcia pnia w połowie, co często spotyka się, o zgrozo, w naszym krajobrazie. Im okazalszy osobnik tym lepiej? Na pewno inaczej. Jego miejsce w szeregu nie jest przypadkowe. Sąsiad ma tu równie dużo do powiedzenia do właściciel ogrodu. A sąsiad jest również znawcą, nie pozwoli sobie "zabrać" słońca.Te kwestie regulują także przepisy.

Dążenie do ideału uporządkowanego otoczenia  bywa czasami zabawne. Oto przykład kilku kolejnych domów na tej samej ulicy Londynu. Następne zresztą wyglądały podobnie.


Gdyby nie różnice w kompozycji roślin, można by pomyśleć, że to ten sam dom, tylko samochody podjeżdżają różne. I najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza. Takie tu panują zasady. Wolność Tomku ale w swoim domku.
Nie znaczy to, że Brytyjczycy boją się odmienności. Jest też ekstrawagancko.  Oto angielski ogród minimalistyczny. Minimum zieleni.


Chester
Położony jest tuż przy dawnych murach obronnych miasta, w Chester. Żwirowa nawierzchnia nie została wybrana przez wzgląd na trudne warunki uprawy roślin. Raczej podyktowana wygodą i brakiem zapału do prac ogrodniczych. Położenie zobowiązuje, zrobiono więc porządek.

Chester
Zupełnym przeciwieństwem jest maleńki ogródek obok, gdzie pozwala się roślinom na wiele swobody. Duża różnorodność, biorąc pod uwagę, że nadal stoimy na tych samych murach.
Przenieśmy się teraz do kolejnych ogrodów. Już nie tak bogatych i niezbyt ekstrawaganckich. Po prostu mieszczańskich. Każdy skrawek ziemi obsadza się tu roślinami. Odważnie, nie bojąc się pająków, sadzi się kwitnące pnącza. Widać też wielkie przywiązanie do drzew. Mały ogródek to i drzewo jest małe. Starannie dobrany gatunek, który nie urośnie ponad dach i nie zabierze upragnionego słońca. Nie zagrozi też fundamentom. Wiele małych ogródków zdobią duże krzewy posadzone tuż przy ścianie frontowej. Przystrzyżone wyglądają jak małe drzewa. Ale ściana jednak stawia im opór i piękny okaz okazuje się tylko 1/2 krzewu "przyklejoną" do ściany. Zyskuje na tym jednak kompozycja ogródka.  Na każdym kroku, zresztą, widoczne jest planowanie a nie chwilowy zapał.

    
Po miejskim rekonesansie czas wyruszyć na wieś. 
Tu panuje znacznie większa dowolność i spontaniczność. Oczywiście dowolność ogrodowa a nie architektoniczna.
Jeśli wieś jest zabytkowa raczej nie ma szansy zbudować w niej domu małym kosztem. Trzeba liczyć się ze sporym wydatkiem, gdyż dom będzie musiał spełnić wiele wymagań aby nie zaburzać swym wyglądem charakteru całej wsi. Niech nas nie mylą sielskie dachy kryte słomą. To jest " sport dla dość bogatych".

Ostatnie zdjęcie zostało zrobione w małym miasteczku, którego nazwa uleciała mi z pamięci, było to jednak miasteczko nad kanałem żeglugowym. Takie kanały  to tu nic nadzwyczajnego. Niezwykłe są natomiast pływające po nich "domy" z najmniejszymi mobilnymi ogródkami jakie widziałam.


Podróżowanie barkami  mieszkalnymi to popularna forma turystyki. Wielu Brytyjczyków spędza tak wolny czas w weekendy oraz  na emeryturze. Jak widać wielu zabiera w podróż choćby  namiastkę ogródka. Często na dachu barki uprawia się zioła lub nowalijki, tak aby zawsze były dostępne świeże. A warunki mają one wyśmienite. Pełne słońce i woda w zasięgu ręki z konewką:).

Po tej relaksującej wycieczce kolejny powrót do miasta.
Wszystko, jak na razie, układa się w logiczną całość. "Angielski" ogrodnik nie jest przereklamowany. Zajrzyjmy więc do dzielnicy klasy średniej. I to niekoniecznie z tej najwyższej półki. Klasowość brytyjska nie ma sobie chyba  równej. W każdej z trzech klas społecznych wyróżnia się przynajmniej kolejne trzy :). W dawnych czasach przynależność do którejś z nich można było poznać po ilości służby. Biedniejsi mieli służbę mało liczną, składającą się raczej z kobiet. Bogatszych stać było na opłacanie w tej roli mężczyzn.
Ale to dawne czasy. Dziś niższa klasa średnia zamieszkuje w domach, które my nazywamy szeregówkami. Jak się ma ogród przy takim domu?


To zależy kto w nim mieszka. Starsze pokolenie Brytyjczyków nadal lubi pracę w ogrodzie. Mają ją we krwi. W czasie II Wojny Światowej obowiązywały nawet przepisy nakazujące prowadzenie ogrodu warzywnego dla własnych potrzeb. I nie był to martwy akt prawny. Sumiennie kontrolowano jego wykonanie.
Obecnie, oczywiście, nakazu takiego nie ma. Coraz liczniejsi emigranci z różnych krajów, w tym z Polski, oraz ich potomkowie zasiedlają takie i podobne dzielnice. Trudno powiedzieć, że wszyscy kultywują zwyczaj uprawiania ogródka i dbania o otoczenie domu. Raczej obserwuje się zmniejszającą się wrażliwość w tym zakresie. Nie przypuszczam, aby ta sytuacja była wyspiarzom na rękę. Mocno obniża to wartość ich domów i  szpeci dzielnicę. Wystarczy  spojrzeć na kilka zdjęć poniżej.

 Oczywiście nie są to przypadki najgorsze. Raczej standard tymczasowego zamieszkania. Ale coraz częściej zdarzają się w "ogrodzie" po prostu składowiska śmieci i niepotrzebnych urządzeń. Znamy to z własnych okolic? Brytyjczykom  ten widok też nie jest obcy.


Nie jest też obca krasnalowa inwazja:). Zdjęcie poniżej nie zostało zrobione na zapadłej prowincji. To centrum Londynu! Sto metrów dalej wznosi się i opada  potężny Tower Bridge!


Londyn, okolice Tower Bridge
W maleńkim ogródku wszystko jest maleńkie. Po zmroku maleńkie latarnie oświetlają ten mini krajobraz. Żyją tu plastikowe elfy, krasnoludki i ważki. To mini społeczeństwo skrywa się w cieniu ogromnej prawdziwej fuksji i kwiatów z folii. Zupełnie inny świat. Raczej wyjątek niż reguła, potwierdzająca umiejętność rozpoznawania przez twórcę kiczu od rzeczy dobrej jakości.

W parze z rangą i zamożnością dzielnicy idzie wygląd  i jakość terenów zielonych użyteczności publicznej. Im dalej od centrum tym gorzej. Im mniejsza miejscowość tym lepiej wyglądają przeciętne ogrody przydomowe.

Ogromne parki miejskie Londynu przekształcone zostały, w większości, z majątków ziemskich arystokracji, która w obawie przed rewolucją, dobrowolnie przekazywała części swoich posiadłości mieszkańcom przeludnionych i biednych dzielnic.  Podobnie rzecz miała się w innych miastach.  

Green Park w Londynie

Na każdym trawniku, czy to będzie mały skwer czy park, w słoneczny dzień panuje tłok. Ta moda powoli wkracza również do Polski. Coraz rzadziej widzimy  tablice z napisem "szanuj zieleń" lub "nie deptać trawników". Prawda jest taka, że trawnik lubi być deptany. Znacznie lepiej wtedy rośnie. Taka tablica wzbudziłaby na Wyspach rozbawienie. Bez wyjątku: młodzież,  rodziny z dziećmi, pracownicy biur i studenci,  siadają bez wahania na trawie. Czytają, jedzą, rozmawiają lub po prostu leniuchują.   


Londyn
Jest jednak pewna "niewielka" różnica dla której ta moda będzie potrzebowała jeszcze sporo czasu na adaptację w takich krajach jak nasz. Są to mianowicie: psie kupy! Na angielskim trawniku po prostu  ich nie ma. Dlatego właśnie ta elegancka dama z rodziną zamierza spocząć na trawie w przerwie uroczystości, w której bierze udział.

Oprócz rozległych, ukwieconych zieleńców uwagę przyciągają również przeróżne aranżacje kwiatowe. Dekorowane są ronda uliczne, pasy zieleni wzdłuż jezdni. I to nie raz do roku.  Trwa ich nieustanna  pielęgnacja i wymiana roślin przekwitłych.  Nawet w biedniejszych dzielnicach wzrok przyciągają niewyobrażalnie barwne, wiszące kosze kwiatowe. Posiadają one automatyczne nawadnianie. Tam gdzie go brakuje, a deszcz jakimś trafem dłuższy czas nie pada, kosze zasilane są  wodą z beczkowozu.  Kwiaty wykorzystywane są również w reklamie firm, które nie mają nic wspólnego z ogrodnictwem.
Każdy zatrzyma na chwilę spojrzenie na ładnym bukiecie. Nawet jeśli stoi w oknie wystawowym optyka.


Na zakończenie wypada zająć się parkami historycznymi Wielkiej Brytanii. 
Z historią sztuki ogrodowej  związane jest nierozerwalnie pojęcie angielskiego parku krajobrazowego. Świat chętnie kopiował, stworzony przez tutejszych ogrodników i projektantów, wzorzec. Chyba nie ma kraju gdzie nie istnieje przynajmniej jedna, bardziej lub mniej udana, podobizna takiego parku.
Większość historycznych założeń pałacowo-parkowych i ogrodów historycznych, wchodzących dawniej  w skład majątków ziemskich, obecnie  udostępniona jest publiczności.

Abbey House

Pogarszająca się kondycja finansowa dawnych posiadaczy zamorskich kolonii i właścicieli ziemskich spowodowała przekazywanie (w celu pozbycia się zobowiązań podatkowych) części swoich majątków, założonej w 1894 roku przez trzech zapaleńców, organizacji "non profit"- The National Trust. Członkiem tej organizacji może zostać każdy kto wykupi kartę członkowską. W zamian uzyskuje darmowy wstęp do płatnych obiektów The National Trust. Dochód z kart to podstawowe źródło utrzymania potężnej dziś organizacji, która otrzymuje również liczne wpłaty od sponsorów.
 NT liczy około 4 milionów członków (2010r.). Całkowity dochód w 2010 roku wyniósł 406 milionów funtów!!! Dzięki tym wpływom możliwe  jest dbanie  o dziedzictwo kulturowe Anglii, Walii i Irlandii Północnej. Dodatkowym wsparciem jest działalność około 60 000 wolontariuszy. Towarzystwo jest właścicielem lub zarządcą około 1,5% całkowitej powierzchni kraju. Z zazdrością, niestety, musimy przyglądać się tym skutecznym działaniom  tamtejszego społeczeństwa.  Członkostwo w The National Trast jest bardzo popularne. Po prostu "wypada"  do niego należeć.
Bodnant
Dunham Massey
Trengwainton
Na zakończenie wycieczki po brytyjskich ogrodach i ogródkach zdobywamy pewność, że ogrodowa mania rozwija się tu nadal i zatacza coraz szersze kręgi. Dawniej był to przywilej bogatych. Obecnie wyedukowane ogrodniczo społeczeństwo przejęło pałeczkę i gdzie może sieje, kopie i pielęgnuje. A pomaga mu w tym sprzyjający klimat, czego dowodem może być zdjęcie poniżej.

Buddleja davidii (budleja Dawida) zwana  również motylim krzewem, w Polsce lubiana ze względu na unoszące się nad nią motyle, jest na wyspach wszechobecna i mało kłopotliwa. Rośnie nawet na zaniedbanych dachach. 

  Możemy zobaczyć ją również w roli żywopłotu. Przepięknego żywopłotu! To się w Polsce raczej nie uda:).


  Mam nadzieję, że było miło.


Pozdrawiam
Ewa
(zdjęcia własne) 

21.10.2013r.- Post o ogrodach w Anglii i Walii



21 marca

21 marca

Wiosno, przybywaj i rozgość się na dobre!

Wiosno, przybywaj i rozgość się na dobre!





Pozdrawiamy, Zielona Metamorfoza!
Wpuśćmy Wiosnę do domu!

16 marca

16 marca

Sałatka z cukini p. Heleny - na wesoło

Sałatka z cukini p. Heleny - na wesoło
Za kilka dni Aga uroczyście ogłosi początek wiosny 2012. Żeby nie było jak w piosence " ... Wiosna? Ach to Ty?..." zaopatrzmy się szybko w jakieś nasiona. Choćby rzeżuchy! I siejmy. Przyda się na Wielkanoc i do kanapek.

Dla posiadających ogród lub jego namiastkę, czyli balkon, mam  również inną propozycję. Już teraz pomyślmy przezornie czy nie połączyć ładnego z przepysznym!!!!

Ładna  - to w tym wypadku jest cukinia
Pyszna - to, sałatka p. Heleny
Wszystkie trzy : bezcenne!!!

Sałatkę  robi się z  cukini  (zielone) i kabaczka (żółte).

Na skutek, jednak, licznych żądań gospodyń domowych z całego świata, wyhodowano uproszczoną wersję tych roślin :). Dwa w jednym czyli odmianę 'Zephyr'.

Z moich ustaleń wynika, że  w Polsce nie jest dostępna. Ale nie traćmy nadzieji.
Jeśli będziemy o nasze kabaczki / cukinie dbać, możemy wyhodować okaz. Jeśli zaś nie..........


Najprawdopodobniej jednak, ani jednego, ani drugiego przykładu nie uda nam się powtórzyć. Zadowolimy się więc młodymi, około 20 - sto cm okazami, które posłużą późnym latem do wyrobu domowej sałatki.
Istnieje też wariant B tej sytuacji. Kupimy ładne warzywa obu kolorów oraz resztę potrzebnych składników w sklepie. I to też jest dobre rozwiązanie, gdyż sałatkę  zrobić musimy koniecznie !!!!

 PRZEPIS PANI HELENY
(mojej niezastąpionej sąsiadki)

SKŁADNIKI:
                       2,5 kg zielonych cukini
                       2,5 kg żółtych kabaczków
                       1 kg marchwi
                       1 kg cebuli
ZALEWA :
                               4 szklanki wody, 1 szklanka cukru, 1 szklanka octu, kilkanaście liści laurowych, ziele      
                        angielskie-również kilkanaście.

Marchew zetrzeć na tarce o grubych oczkach, cebulę pokroić na półkrążki, cukinie i kabaczki na plasterki. Pokrojone warzywa wymieszać ze soba w misce, posolić i odczekać 10 min.
W tym czasie przygotować zalewę i zacząć ją gotować w dużym garnku.
Skruszałe warzywa dodać do zalewy i gotować do miękkości. Nie rozgotować!!!! Mogą być chrupiące.
Liść i ziele najlepiej powkładać, po 2-3 sztuki, do przygotowanych, czystych, zakręcanych słoików. Napełniać po brzegi gorącą sałatką. Słoiki postawić do góry dnem i po wystygnięciu obrócić.  Nie gotować.

Sałatka jest gotowa do spożycia praktycznie na drugi dzień. Można więc ją zrobić w mniejszych proporcjach i zjeść od razu. Można też trzymać przez zime w słoikach. 
Ze względu na dodany cukier, jest słodka  i chętnie zjadana nawet przez dzieci!!! Naprawdę wyjątkowa.
Kiedyś kupiłam na pchlim targu szklane lejki i różnej średnicy. Są bardzo pomocne przy nakładaniu do słoików. Po czasie zostałam uświadomiona, że ta rewelacja to... klosze od żyrandoli :) Polecam!

klosz do lampy
Ewa

P.S -  oto strona gdzie można poznać wszystkie możliwe odmiany kabaczków i cukinii  

Jeśli chcemy wyhodować kabaczki i cukinie  sami, nic trudnego. Wysiewamy nasiona już teraz (marzec) i ustawiamy na słonecznym parapecie. Dobrze jest przykryć je szybką lub folią. Kiedy zaczną kiełkować powoli odkrywamy osłonę. Gdy mają 2-3 pary liści i nie ma ryzyka przymrozków, wysadzamy rośliny do gruntu lub większej donicy na balkonie.  Zawsze na słonecznym miejscu!!!! Obficie podlewamy i zasilamy te żarłoki. Kompostem na przykład.

źródło 

15 marca

15 marca

Zawsze z wypiekami

Zawsze z wypiekami
Eszewerie dla zapominalskich i zapracowanych.




Nie masz czasu? Wszystkie kwiatki jak za sprawą czarodziejskiej różdżki usychają i marnieją? Postaw na sukulenty. To kwiaty do zadań specjalnych. Dzielnie znoszą suszę, pięknie się prezentują i nie wymagają zbytniej opieki. Podlewamy, w zależności od pory roku. Latem częściej, zimą rzadko, śmiem twierdzić, że bardzo rzadko. W ciągu roku, jeśli bardzo się postaramy nasza kolekcja eszewerii może się wzbogacić o kilka nowych egzemplarzy.




Nie wierzycie? Spróbujcie sami. Rozmnażanie tego gatunku jest bardzo proste. Można to zrobić poprzez sadzonkę z liścia lub odcięcie rozety macierzystej.

Wystarczy kilka odpadających, nadal jędrnych listków położyć w doniczce i poczekać na korzonki. W niedługim czasie przy waszym listku powinna pojawić się malutka eszeweria. Taki liść z naszym nowo wyhodowanym maleństwem układamy w ziemi i opiekujemy się tak samo, jak dużym egzemplarzem. Po jakimś czasie liść, z którego urosła eszeweria usycha, a ona sama rośnie i rośnie.

Kiedy nasz sukulent zbytnio się wydłuży i straci od spodu dużo liści, możemy go w połowie przeciąć i posadzić do nowej doniczki. Tym sposobem mamy kolejny darmowy okaz. Nie bójcie się pozostawionego, marnie wyglądającego kikuta. Sami zobaczycie, jak w niedługim czasie odzyska swój dawny blask.


Ucinamy na wysokości czerwonej kreski. Z pozostawionego kawałka łodygi wyrośnie w szybkim tempie kilka kolejnych rozet i zagęści roślinę tak jak na zdjęciu powyżej.
Z odciętej rozety usuwamy liście do wysokości zielonej kreski. Łodygę bez liści zasypujemy ziemią i czekamy aż się ukorzeni i zacznie rosnąć. Można też ukorzenic ją w wodzie.



ukorzenione w wodzie po  miesiącu od odcięcia

ukorzeniony listek

i listek z małą eszewerią

MALUCHY,   P.S. jeśli dobrze się przyjrzycie na zdjęciu zauważycie uschnięte liście  


Eszewerie najlepiej, najbardziej okazale prezentują się w grupie. W kwadratowych lub okrągłych nowoczesnych donicach. Albo posadzone po trzy lub cztery w jednym ciągu w prostokątnych naczyniach. Wybór należy do Was. W zasadzie jedynym wymogiem jaki musimy spełnić to zapewnić im bardzo słoneczne miejsce.

W jednej dużej donicy możemy umieścić różne rodzaje sukulentów różniących się barwą, pokrojem, rodzajem liści.

Zachęcam do eksperymentowania.

 Aga


Ogród Botaniczny w Dreźnie 2012r. 
 :)
tu można zobaczyć żywy z obraz eszewerii (post) i pomysł na bukiet (post) też z udziałem eszewerii :)

giebułtowskie eszewerie, 2013r.