02 października

02 października

RODZIME INSPIRACJE - Kazimierz w Krakowie


Fajna jest  praca architekta krajobrazu dla osób które lubią  podróże. Hulaj dusza i podróżuj. Zwłaszcza, że musisz, więc jesteś w czepku urodzony.

Dziś o Kazimierzu w Krakowie w ostatni weekend września, inspiracjach kwiatowych, owocowych i wszystkich innych, których szkoda zapomnieć i które żyją chwilę krótką.

Będzie więc kolorowo, mimo ruin i zaniedbania Kazimierza, zielono mimo betonu.

Może dla kogoś będzie inspirująco.......

Na początek kwiatowo

Póki jeszcze są kwiaty, chociaż rewelacją dla mnie były w Krakowie  kopry. Wielkie wazony przy ul. Grodzkiej roztaczały przepiękną, kuszącą woń!

Kazimierz,  Kraków, dwa weekendy września, 2012r.



Pomysł dla mnie nowy te kopry, ale nie ręczę, że już gdzieś ktoś  nie wpadł na niego.

 Teraz będzie owocowo i warzywnie.
 O restauracjach na Kazimierzu będzie później. Teraz owocki i warzywka w roli dekoracji!


Jedź ile możesz
Na ten widok złość mnie bierze i przypominam sobie tony jabłek gnijące właśnie na wrocławskim Biskupinie pod drzewami "wielkopaństwa".  A wystarczy wywiesić w reklamówce na płocie.!!!
Bierzcie ludzie, na zdrowie!!!. Znam przypadek mojego sąsiada, któremu odmówiono 10 śliwek na knedle, z gałęzi, która i tak wystawała za jego ogrodzenie!!! Wszystkie grzecznie zgniły. Sąsiad, kulturalny, nie skorzystał z przysługujących mu praw. 

Ale, ale Stajnia czeka. Na Kazimierzu nie można nie pójść do Stajni. Z różnych względów słabo jest oznaczona. Generalnie jest na ul. Józefa, bliżej ul. Krakowskiej. Właściwie można tam cały dzień spędzić, nie wiadomo po co. Zasadniczym problemem tego miejsca jest to, że dzieją się tu rzeczy nieoczekiwane. Na dole jest restauracja, a na galeriach mieszkają ludzie. Jakoś to wszyscy cierpliwie znoszą. Nie dziwi, że za plecami, gdy właśnie mamy pieroga na widelcu, dwóch facetów niesie drzwi. Bardziej dziwi, że takie pod kolor, niebieskie. Scenografia?
Do drugich, żółtych w fale morskie, mamy stosunek obojętny. Człowiek się jednak szybko przyzwyczaja. Nie dziwi też, oczywiście, pranie na sznurach i liczne wycieczki turystów z przewodnikiem.  Z chorągiewką, jak na japońskiej wycieczce, oczywiście.
Właściwie, po pewnym czasie  nie dziwi nic! I nawet się czeka na to, co jeszcze zobaczymy i co się tu wydarzy. Bo całość trochę tu przypomina żywe obrazy. Rusza się, żyje własnym życiem, toczy się! Można siedzieć i patrzyć.
Miejsce sławetne: Lista "Schindlera", "Zakochany anioł" i coś jeszcze......... Na ścianie historia filmów do zapamiętania i obfotografowania, z czego wszyscy z wycieczki z chorągwia korzystają w pośpiechu. Oczywiście wszystko metr od stolika z pierogami. O, i jeszcze właśnie wkracza ktoś na rowerze z napisem Popularny! Prawdziwy teatr. Żaden scenograf czy choreograf nie wymyśli tych układów.


No a teraz do knajpek na Kazimierzu, na co kto tam woli. My głównie na doznania wzrokowe, bo się w Stajni już najadłyśmy:)



-Za czym  kolejka ta stoi?
-Po zapiekanki z pieca.
-A dobre?
- Jeszcze nie wiem.
Nie mam nigdy tyle cierpliwości, żeby odstać godzinkę. Zwłaszcza, że cały Okrąglak jest nastawiony tylko na ten wyrób.  Ale, jeśli  ktoś głodny miejscowej atrakcji, polecam próbować.


Tu cisza przed burzą. Jeszcze zamknięte!

Zielono na Kazimierzu, mimo ruin koszmarnych i spadających tynków. Może taki zamiar, może szyk. Kontrast ten w pierwszym momencie zaskakuje, w drugim staje sie sprzymierzeńcem, że tu na luzie można. Nie spinać się, nie oceniać, tylko być. Stare ciuchy kupić za grosze, cuda z Indii za 1/4 tego co w Sukiennicach. Pogadać o niczym i zadzierać głowę do góry, bo tam coś spaść może, ale i dzieło zaistnieć. Jak ktoś dobrze zadziera, to zobaczy kasztany na kasztanowcu bez liści, które jak jabłka wyglądają.


Zanim do podziwiania sztuki przejdę, to refleksję mam, że w Krakowie jakoś baby rządzą. Dużo ich i piękne, w każdej formie. A oto Krakowianki  mniej znane.


Jeśli lubicie kupować pamiątki, tu jest na czym oko zawiesić. Sukiennice wiadomo, ale Kazimierz!!!

Chyba najdłuższy post wymodzę, ale jak pomyśle, że jutro mam  te 5 folderów pootwierać plus programy graficzne, to chyba jednak już dziś skończę, ha,ha. I niech żyje własnym życiem. To dzieło nocne pisane o 3.57

Został Kazimierz, taki jeszcze trochę żydowski. Niewiele go już. Tynki spadają na głowę przechodniów. Balkony ledwo wiszą. Dawniej tutejszy Mały Rynek nazywano......... Tandetą. I do dziś trochę tak wygląda.
Ulica  Smoleńsk.......... wcale nie od tragicznego zderzenia z brzozą ............. Wiele jeszcze można ocalić.



Pozdrawiam wszystkich, którzy z nami byli.  I te osoby w obcym kraju, które były kiedyś. Również obecnie pozostające na  dłużej. 
:)
ewa
P.S
Hostel - niespodzianka. Właściwie mieszkanie 2 pokojowe z kuchnia, łazienką i na Kazimierzu. Cena najniższa: pokój 100zł / 2 os. Największa "zaleta" to widok z okna. Od razu wiadomo jakie buty założyć. Sandały czy kalosze? Głównie właśnie buty przechodniów widać, ale lokalizacja super.







2 komentarze:

  1. Pięknie, ach jak pięknie, a najpiękniejsze mieczykowe snopki i okienko w winobluszczu, i jeszcze balkony... wszystko piękne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda? Coś niesamowitego. Wrze, kipi i bulgocze!!Miło, że zajrzałaś do nas:)

    OdpowiedzUsuń

dziękujemy:)